-Nic się nie stało-rzekł basior po kryjomu się uśmiechając.-Więc...co teraz?-
-Nie wiem, może wrócimy do watahy?-zaproponowałam.
-Może być.-powiedział-Wataha powinna być gdzieś na północy-
-To chodź-mruknęłam skręcając we właśnie tą stronę. Szliśmy pół dnia w tą stronę. Zbliżaliśmy się do watahy. Gdy doszliśmy nikogo nie było. Przeszukaliśmy całą watahę ale NIKOGO nie było. W dodatku cały teren wyglądał jak pobojowisko.
-Co się stało? Nikogo nie ma-mówiłam do siebie.
-Gdzie oni są?-zapytał basior.
-Nie wiem. Ale musiała odbyć się zażarta walka. Wszędzie jest krew.-powiedziałam.
<Marcus?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz